Ruszam w strone Stambulu ale droge najezona jest krotkımı 2-3 km podjazdamı ktore w takım upale sıegajacym 50 stopnı w godzınach poludnıowych . sa po prostu nıe do znıesıenıa. Na szczescıe turcy zapraszaja na herbatke co kılka kılometrow wıec nıe mozna sıe nudzıc ale pod konıec dnıa to ıch trabıenıe zaczyna byc wkurzajace kıedy pozıom magnezu we krwı gwaltownıe spada.
Rano dojezdzam do sklepu gdzıe wıta mnıe sprzedawca Peter ı oferuje mı cale kolo bo szprych nıe ma. Kolo kosztuje 10 euro ale to tureckıe mıasto ı udaje mı sıe utargowac do 8 euro ı na mıejscu wymıenıam sobıe cale kolo a ze starego bıore jakıe 20 szprych na zapas a stare zostawıam mu na pamıatke. Na tym kolku dojezdzam przez spokojne bulgarskıe wıoskı ,gdzıe zycıe toczy sıe tak samo wolno jak w w polskıch wsıach, do granıcy tureckıej ı spıe przy restauracjı.
Dojazd przez kolejne gorkı w ogromnym upale do Kyrdzalı.W tym tureckım mıescıe spıe w jakıchs krzaczkach zeby w ponıedzıalek odwıedzıc sklep rowerowy w poszukıwanıu szprych.
Dzıen , w ktorym Jola skierowala sie na drog do Plowdiwu a ja natomiast na droge do Stambulu. Po drodze zdecydowalem sıe zobaczyc Dıabelskıe Gardlo w jednej z dolın ktorej scıany opadaly pionowo 250m do pozıomu rzeczki. Pod koniec dnia peka mi 8!!!!!szprych na podjezdzie i dzıekı pomocy pewnego bulgara ktory mial klucz 24 udaje mi sıe wymıenic 5 z nich i wieczorem za smoljanem udaje mi sıe znalezc mıejsce na nocleg w namiocıe w tej stromej dolınıe rzekı Arda.
Dzisiaj przebilismy sie na druga strone gor Pirin do miejscowosci Goce Delczew. Temperatura powietrza nieziemsko wysoka. Od rana problemy techniczne sie zaczely. Pekla mi osnowa w oponie Design by Jurgen. Na szczescie Jola wiozla ze soba caly czas zapasowa i zakladam ta grubsza i wydaje sie trwalsza opone(chociaz kosztowala tylko 6zl!!) Podjazd na Popskie PRehod zaczyna sie na wysokosci ok 200m aby po 30 km osiagnac 1180m . W tym upale pot zalewa mi oczy a do tego brakuje mi wody przez okolo 3km. Potem jest jednak lepiej ale na jednym postoju zapominam zabrac wody i prosze kierowce jadacego z przeciwka zeby powiedzial komus na dole zeby powdwiozl mi wode. Bulgar okazuje sie bardzo mily i daje mi swoja wode a do tego po 20minutach dostaje swoja wode od innych Bulgarow. Zjazd z przeleczy jest trudny i dziurawy jak ser szwajcarski. Na jednym prawym wirazu lapie gume przy 45km z wielkim trudem udaje mi sie uniknac szorowania po asfalcie bo zjezdzam na przeciwlegly pas i utrzymuje rownowage. Tym razem musze wymienic cala detke . Jestem strasznje zmeczonym dzisiejszym dniem. Smieszny byl jeden Bulgar , ktory zatrzymal sie zeby mi pomoc i pytam sie go o to czy ma pompke nozna w samochodzie a on otwiera bagaznik a tam nie bylo zadnych narzedzi ani pompki , tylko kolo zapasowe :) W kazdym razie checi mial dobre :) Gory strasznie wysokie , tak samo jak temperatury a jutro wjezdzamy w Rodopy.
Tego dnia budze sie rano i odczuwam trudy ostatniego tygodnia(8000m przewyzszen w tym 2700m pieszo). Pogoda jest niezla ale wieje w niesprzyjajacym kierunku tzn. prosto w twarz a przed nami droga do gory na przelecz (1100m). Jedziemy bardzo wolno aby potem zjezdzac przez praktycznie 60km!!!do Sandanskiego dolina rzeki Struma przez jej malownicze przelomy. Kolo Sandanskiego kupujemy melony, brzoskwinie, figi, nektarynki, papryczki i objadamy sie nimi do syta. Pozostaje nam tylko 12km do Melnika slynnacego z dobrego wina. Droga na koniec dnia prowadzi pod gore i daje nam niezle w kosc. Nocleg znajdujemy w centralnym parku wioski Melnik a po nas robi to jeszcze szesciu innych wedrowcow z czeskiej republiki.
Tego dnia budze sie wczesnie rano z zamiarem zdobycia Wichrenu(2914m). Do konca nie wiedzialem czy pojde tam pieszo czy podjade rowerem. W koncu wybieram rower i calym bagazem wspinam sie pieknymi zakosami przez 13km z poziomu 900m do schroniska Banderica(1810m) gdzie place za parking roweru 2 lewa :) Tam pakuje plecak i biore zapas wody i wyruszam szlakiem zielonym w strone tego marmurowego szczytu. Podejscie jest mozolne i ciezkie szczegolnie dlatego ze mam juz ten podjazd w nogach. Po drodze myle jeszcze droge ale po 3 godzinach jestem na szczycie, z ktorego widok nalezy do jednych z najpiekniejszczych jakie do tej pory widzialem. Na szczycie wyleguje sie dosyc dlugo, bo wiem ze rowerem szybko zjade na dol a nie bede musial 4 godziny pieszo schodzic. Na szczycie wloszka w dosc podeszlym wieku zachwyca sie widokami mowiac co chwile "bello,bello" :) Po drodze spotykam tez wszechobecnych Polakow z Poznania ktorzy , koncza wedrowke po gorach Bulgarii. O 20 spotykam sie z Jola w Bansku i idziemy jeszcze na koncert orkiestry NATO , ktora gra na rynku w ramach MIedzynarodowego Festiwalu JAzzowego. Rozbijamy sie w ciemnosciach w kotlinie rozenskiej w morzu pelnym gwiazd i spadajacych meteorytow.
Tego dnia wyruszam na Musale(2925m) -najwyzszy szczyt Bulgarii i calych Balkanow. O godzinie 8 wyruszam ze schroniska. Jola dociera do niego o godzinie 10. Ide poczatkowo przez mgle ale kiedy osiagam 2700m jestem juz ponad pasem mgiel i slonce przebija sie co jakis czas zza chmur. Droga prowadzi podobnie jak przez poloniny Bieszczadzkie(gora dol gora dol). Po 3 godzinach osiagam szczyt. Na szczescie pogoda jest zmienna i co chwile przed oczami ukazuje sie inny krajobraz uformowany przez przetaczajace sie chmury. Od strony zachodniej Rila jest bardzie postrzepiona i przypomina Tatry , natomiat od wschodu to sa raczej wysokie poloniny. Zejscie do schroniska nie jest takie przyjemne bo znow trzeba pokonywac wzniesienia o roznicy wzglednej okolo 100m. Kiedy wracam po poludniu do schroniska zostawiam Joli kartke zebysmy sie jutro spotkali w Bansku , bo nastepnego dnia planuje zdobycie Wichrenu w pasmie Pirin. Zjezdzam ze schroniska grynczar(ok 2150m) do Jakorudy(700m) przepieknymy serpentynami po miodowym asfalcie(po prostu cudownie. W pieknym kolorze zachodzacego slonca docieram do Banska gdzie spie na przeciwko luksusowego hotelu.
Dzien zaczyna sie od dojazdu do posterunku policji ktory stoi posrodku doliny Iskyru i od 50 lat nikogo tam nie wpuszczaja bo woda stamtad transportowana jest do Sofii. Po 30 minutowych pertraktacjach ze straznikiem ustalamy ze jak jego szef wyjedzie z tamtej strefy to my bedziemy mogli wjechac ale jak uslyszymy ponownie dzwiek uaza to mamy zawrocic i sciemniac ze jedziemy od schroniska Grynczar :) Uklad wspanialy droga pnie sie stromo do gory i odbija juz zupelnie w gorska droge po 8 km w lewo i pnie sie zakosami na przelecz Dzanke. Dojezdzam tam(2350m) po 2,5 godzinnej wspinaczce i widok wynagradza poniesiony wysilek. Czekam na Jole , ale tym razem nie dociera po 3 godzinach i zjezdzam do schroniska zeby tam na nia poczekac . Jola nie wraca na noc i jak sie pozniej okazalo nocowala pod przelecza , bo droga byla bardzo trudna i zastala by ja noc na przeleczy. W schronisku spotykam bardzo sympatycznych Polakow(Wojtka i Tomka) , ktorzy przyjechali powedrowac po Rile i Pirinie. Wieczorem czestuja mnie lampka wina i szybko zasypiam w swoim namiocie.